Bairre - 2008-03-22 17:01:43

chyba jestem nadgorliwa, prawda?

to "coś" pepełniłam już jakiś czas temu, jeszcze przed rozpoczęciem opowiadania na blogu...
jedna moja znajoma po przeczytaniu stwierdziła że świetne, druga że znośne a trzecia że okropne. nikt inny tego nie widział, ale leżąc w zakamarkach mojego dysku domagało się pokazania światu... dlatego postanowiłam umieścić to tutaj.

będę bardzo wdzięczna za opinie, wszelkiego rodzaju (negatywne też mile widziane), tylko prosze mnie nie zlinczować za to "coś"  :shy:


           ***

On był szalony.
Oszalał, gdy ją zobaczył.
I później, wiele razy.

„Bo czym jest szaleństwo?” – zapytała go kiedyś młodsza siostra.
Ona lubiła zadawać takie pytania. Miała wtedy pięć lat. Była dzieckiem. Nieświadomym, naiwnym dzieckiem. Dzieckiem, które lubi pytać, bo to wprawia w zakłopotanie zapytanego.
Wiedział, bo sam też kiedyś był dzieckiem.
Ale już nim nie był. Ani teraz, ani wtedy, gdy Sara zadała mu to pytanie. On miał wtedy piętnaście lat. I dzieckiem przestał być kilka dni wcześniej. Ale o tym nie wiedział nikt.

On był szalony.
Bo miłość to szaleństwo.
Oszalał tylko raz.

„Jesteś za młody na miłość” – stwierdził starszy brat, gdy mu się zwierzył.
Ale on nie rozumiał. Sam nie był szalony. Nigdy nie oszalał, więc jak miał rozumieć? Był tylko nastolatkiem, który uważał się za pana świata.
Ale on taki nie był. On wiedział, że jest tylko marnym pyłkiem. Nic nie znaczącym na tym wielki świecie. Wiedział to od dawna. Odkąd był na tyle duży, żeby zrozumieć dlaczego ojciec nigdy nie pojawił się w jego życiu. Bo on nie miał ojca. Marek go miał. I Sara również.
Ale to nie był jego ojciec.

On był szalony.
Szaleństwo to świadomość.
Bo nikt nie jest normalny.

„Ty nic nie znaczysz” – powiedziała Ona, gdy próbował z nią porozmawiać.
Zabolało. Bardzo.
Może był tylko dzieciakiem, bez przeszłości ani przyszłości. Może naprawdę nic nie znaczył. Może był tylko tym marnym pyłkiem. Może…
Ale nie chciał usłyszeć tego od niej. Nigdy.
To wtedy oszalał w oczach innych.

On był szalony.
Teraz wiedzieli wszyscy.
Tylko się im zdawało.

„To do niczego nie prowadzi” – mówił ten starszy pan, który starał się go zrozumieć.
Później dowiedział się, że to był psychiatra.
Ale on nie potrzebował zrozumienia. Bo nikt go nie zrozumie. Jak mieliby go zrozumieć?
Przecież oni nie byli szaleni. 
Tylko on… tylko on rozumiał.
I tylko on chciał odejść. Zniknąć. Nigdy nie istnieć. Ale nie udało mu się.
Nie wiedział kto go znalazł. Nie chciał wiedzieć.
Obudził się w białej sali. Pozostał w niej przez wiele dni i nocy.

On był szalony.
Bo nadal żył.
A życie to szaleństwo.

„Dlaczego dalej żyjesz?” – zapytała Sara, kilka lat później.
Już nie była dzieckiem. Nie była naiwna i rozumiała więcej niż kiedykolwiek chciała. Ale tego jednego nie mogła pojąć.
Tak jak i on.
Nie wiedział dlaczego nadal żył. Nienawidził życia. Nienawidził poranków, dni, wieczorów i nocy.

Wciąż był szalony. Szalony z miłości do tamtych niebieskich oczu. Oczu, które nigdy nie spojrzały na niego przychylnie.
Ale nadal żył. Nie chciał, ale żył. Nie potrafił znowu tego zrobić.
Był szalony, ale bał się. Bał się.

On był szalony.
Przez lata.
Długie lata.

„Dlaczego jesteś sobą?” – znowu pytanie Sary.
Z wiekiem rozumiała coraz więcej. Ale ciągle pytała. Nigdy z tego nie wyrosła. Pytania, które potrafiły doprowadzić człowieka na dno. Zbyt poważne. Zbyt… prawdziwe.
Dlaczego jest sobą?
Bo nie potrafi być nikim innym. Jest dorosły. Skończył studia, ma dobrą pracę. Utrzymuje siebie, matkę staruszkę i siostrę, która nadal się uczy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że ma dobre życie.
Ale jego życie skończyło się na tamtych niebieskich oczach. Na zawsze.

On był szalony.
A ona nie.
Nigdy nie zrozumiała.

„Życie jest życiem” – nie wiedział kto mu to powiedział. Nie wiedział kiedy.
Ale teraz wiedział, ze to prawda. Życie jest tylko życiem. Niesprawiedliwym, okrutnym…
Spotkał ją. Nie zmieniła się wcale. Niebieskie oczy. Te same oczy.
Wpadła na niego. Dosłownie. Uśmiechnęła się. Przeprosiła. Spytała czy nie mogliby się spotkać.
Zgodziłby się.
Zgodziłby się, gdyby nie jeden szczegół.

On był szalony.
Ale ona o tym nie wiedziała.
Nie poznała go.

„Dlaczego?” – cichy szept Sary.
Słyszał ją. Choć może tyko mu się zdawało. Ale chciał jej odpowiedzieć. Pierwszy raz znał odpowiedź na jej pytanie.
Ale nie mógł odpowiedzieć. Już nie.
Już nigdy nie odpowie. Już nigdy nie oszaleje. Już nigdy nie będą go prześladować niebieskie oczy.
Bo życie to życie. Jest niesprawiedliwe.

On był szalony.
Dopiął swego.
Bo życie jest życiem.

            ***

straszne, prawda? a wiecie co jest najgorsze?
to ma drugą część... jeżeli nie zostanę stąd wykopana za zaśmiecanie forum, to może dodam...

Szyś - 2008-03-22 17:13:00

Łuch. Przebrnęłam ^^
Hmm.. Takie.. Dziwne, poplątane, ale jednocześnie zrozumiałe. Ciężkie i łatwe. Takie.. Swojskie.
Jeśli można, to poproszę drugą część ;D Napaliłam się już na nią :)
Jakoś ciężko jest się odzwyczaić od paringu kobieta/mężczyzna. Z nimi miałam swój początek w pisaniu. Więc.. Jeszcze raz idę czytać ;p

Akame - 2008-03-22 17:43:26

Poplątane, ma coś w sobie, takie... inne, tak to chyba dobre słowo. Czy można oszaleć z miłości? Pewnie tak, a napewno z niespełnionej. Chętnie przeczytam drugą część.

Feya - 2008-03-22 20:34:57

Pierwsze wrażenie… dziwne
Druga myśl… egoistyczne
Trzecia myśl… tak właściwie to nie zachwyciło mnie to… chociaż fakt… z jednym się zgodzę, z miłości tak łatwo oszaleć… *ech*

Narami - 2008-03-23 16:01:26

Inne to na pewno.. Trochę ciężkie a jednocześnie mam wrażenie że naiwne.. Poplątane.. jak masz drugą część to daj może wtedy sie bardziej sytuacja rozjaśni!

Yasna - 2008-03-24 19:51:59

A ja jak zwykle po swojemu. Jak ktoś mi powiedział - dorabiam ideologię.
Opowieść o dorastaniu, czasem trudnym, czasem bolesnym. Dorastaniu do prawdziwego życia, gdzie czasem trzeba poświęcić to, co było najcenniesze, ale nieprawdziwe. I, że czasem trzeba stać się szalonym, by widzić wyraźnie...
Tyle mojego. a na drugą część też czekam

leotti.pl